sobota, 20 kwietnia 2013




Ogolnie rzecz biorąc jestem bardzo zadowolona ale postanowiłam coś zmienić. Zdrowiej żyć, lepiej sie odżywać. Bo : „w moim wieku”...  J Żartuję, we Francji, gdzie mężczyźni doceniają dojrzałe piękno (Hanna Bakuła by stwierdziła, że są dojrzali emocjonalnie), to ja jestem jeszcze fille, czyli dziewczyna.
Ale jednak. Skoro nie mogę na codzień oddychać świeżym powietrzem (powód: miejsce zamieszkania- obrzeża wielkiej metropolii), ani uprawiać zawzięcie sportu kilka razy w tygodniu (powód: praca i macierzyństwo)  więc chociaż będę robić dobrze memu ciału lepiej je odżywiając.
Zaczęłam od najważniejszego (ironia): zdrowe produkty przeciw starzeniu się. Przeczytałam gdzieś, że papaja jest pod tym względem rewelacyjna. A że u nas w domu to Ukochany zajmuje się cotygodniowym robieniem zakupów, więc przy najbliszej okazji zleciłam mu zakup tego tajemniczego owocu. Tak dla spróbowania, a kto wie, może włączę go do codziennej diety.
Ukochany zawsze wywiązuje się z zadań choć nie zawsze na medal (ale w każdym przypadku  bardzo, bardzo się stara i to się liczy najbardziej). Przywiózł mi więc owoc dziwny, z widzenia owszem znany, który kosztował całe 4 euro. Postanowiłam go przekroić na pół bo surową papaję jada się łyżeczką jak melona.
A wtedy..... jak na mnie nie prysło!! Rzadki, ciemnoróżowy sok rozbryzgał się po kuchni. Spojrzałam- w środku owocu mieniło się na czerwono mnóstwo pesteczek przedzielonych membranami, a miąższu nie utrafisz. To chyba nie papaja!, a jak to w ogóle jeść?!!


„Było napisane, że papaja!” odkrzyknął załamany Ukochany i zaczęło się googlowanie. Po chwili już wszystko wiedzieliśmy. To rożowe, okrągłe coś wielkości porządnego  jabłka, o grubej skórce i śmiesznej, dużej szypułce to owoc granatu. Mnie się zaraz przypomniało jak w Stambule piłam świeży sok z granatu sprzedawany w budkach-sokowirówkach przy wyjściu z Topkapi, który podobno ma w s p a n i a ł e przeciwstarzeniowe  właściwości.  Nie moglo być lepiej. 


Zabrałam się za poszukiwania sposobu na jedzenie surowego granatu i okazalo się, że jedyne, co trzeba zrobić to zalożyć fartuch, delikatnie wydlubywać palcami wypełnione sokiem pestki i wsadzać je sobie do ust. Należy to robić ostrożnie, bo te pesteczki, choć odrywają sie łatwo, to pryskają z łatwością baniek mydlanych strzelając wokoło kroplami soku.

Jedzenie granatu jest wielką przyjemnością. Wlaściwie, mimo tego, że przeżuwasz, masz wrażenie, że pijesz a nie że jesz. Coś niesamowitego. I dobra zabawa, jak przy dłubaniu słonecznika, choć nieco bardziej brudząca (z tego względu nie polecam mieć na sobie w tym czasie jasnych bądź wyjściowych ubrań). Nieco cierpka, odświeżająca słodycz w ustach. Zdecydowanie, owoc granatu zostanie moim favorytem na zbliżające sie ciepłe dni wiosny i lata. 
A Ukochanemu za tę pomyłkę-niespodziankę bardzo podziękowałamJ




2 komentarze:

  1. Owoce granatu, same pysznosci..... Polecam do sałatki owocowej, dodane na samym końcu ziarenka dodają smaku, i zabawnie chrupia w zębach. Sałatki z granatu, grejfruta, pomarańczy, kiwi, i mango. Miniam, coś pysznego!

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki za przepis!! czyta się smakowicie, dobry pomysł na deser do wydawanych latem obiadów

    OdpowiedzUsuń