A w niedzielę, aby tradycji z mego dzieciństwa stało się
zadość, uczyniłam ciasto. Cóż piękniejszego od smakowitego zapachu ciasta
roznoszącego sie po domu w niedzielne wczesne popołudnie? Cóż bardziej
przynoszącego na myśl ciepło i stabilość domowego ogniska?
Nie, nie piekę ciast co niedziela, niestety, ale w tę wzieło
mnie na wypróbowanie prościuteńkiego i w ogóle nie czasochłonnego przepisu.
Wyjęłąm więc z szafki paczkę carambarów (takiego francuskiego podłużnego karmelka,
tradycyjnego niczym polska krówka lub irys), wyliczyłam ich dwadzieścia i
zawołałam Ukochanego do rozpakowywania. Bo rozpakowywanie carambarów to
poważniejsza sprawa. Papierki kleją się do cukierka, spojone z nim fabrycznie
niczym druga skóra.
W misce zmiksowałam jajka (całe
trzy) i 150 gram cukru, do białości, rzucając okiem na carambarowo-mleczną
mieszankę i od czasu do czasu mieszając w niej drewniana łyżką, aby nie
przywarło.
Zapach rozniósł sie niesamowity.
Tych, ktorzy znaja carambary z pewnością to nie zdziwi- mleko, karmel, sama
słodycz do wąchania i oblizywania cieknącej ślinki.
Potem to już łatwizna: do
mieszanki jajek i cukru trzeba było dołożyć 150 gram rozpuszczonego w
mikrofalówce masła (chyba, że zapobiegliwi wyjmą je już dzień wcześniej z
lodówki i położą przy kaloryferze), 150 gram mąki i jedną trzecią torebeczki
proszku do pieczenia. Mnie się chyba nawet sypnęło troche więcej...
Na sam koniec dolewamy
karambarowe mleko, miksujemy do jednolitości (litości! To pachnie zbyt pięknie
aby nie wyjeść wszystkiego palcem z
miski) i mieszanka ląduje w wymaślonej i wysypanej mąką formie. Najlepiej takiej
na keksa albo innego piernika. Piekarnik, rozgrzany uprzednio oczywiście do czerwonosci nastawiamy
na 180° przez 45 minut.
Można (przed pieczeniem) na
wierzch położyć kilka pokrojonych w drobinki carambarów ale jest ryzyko, ze
przy krojeniu zrobimy krzywdę sobie lub blatowi kuchennemu (jak wiadomo
carambary są strasznie twarde) a pokrojone kawalątka opadną podczas pieczenia
na samo dno i skleją nam ciasto z blachą lepiej niż super glue.
A potem to już tylko smakować,
degustować! Można zacząć od samego zapachu, zanim wyjmiemy ciasto z piekarnika,
bo zapach ten obiecuje wiele.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz