Pierwszy długi weekend majowy już się niemal zakończył więc
ja przed chwilą wróciłam z „mojej” normandzkiej wioseczki aby oddać się przez dwa dni pracy. A
w środę, jako, że szczęśliwie rozpoczyna się wtedy kolejny majowy długi
weekend (we
Francji 8 i 9 maja to dni wolne), wracam do zostawionych tam Ukochanego i najdroższej córuni.
Właśnie zatrzasnełam drzwiczki samochodu i już wskakuję na
blogspot napisać ze trzy słowa i wrzucić świeże zdjęcia.
Pogoda oczywiście nie mogła być idealna (czytaj: majowa, majówkowa...)
ponieważ od dawna się na Francję gniewa, zasypuje nas śniegiem w kwietniu,
potem leje deszczem na całego lub też szaleńczo
owiewa zimnym wichrem, nagminnie zaniża temperaturę i w ogóle jej się jakoś do
prawdziwej wiosny nie spieszy, w przeciwieństwie do nas, ludzi.
No ale jak maj to maj, nawdychałyśmy się więc z córcią
świeżego powietrza, naspacerowały, nataplały kalosze w polnych kałużach.
A oto kilka zdjęć:
Śliwy pod kościołem mimo wszystko kwitną
|
Podjechałyśmy tez nad bardzo pobliskie morze ale coż, skoro
szaro było akurat, pusto i ponuro.
A następnego dnia, kiedy wreszcie wyszło słońce, córunia już
była przeziębiona i z gorączka.
A w domu bez córusi i Ukochanego pusto i cicho.
Choć dom wygląda tak samo kiedy nas nie ma jak wtedy, kiedy
w nim jesteśmy, jakby żył własnym życiem i wcale nas do niego nie potrzebował. Ja
jednak potrzebuję do życia mojej ukochanej rodzinki!
Melduję, że Bretania zalana słońcem. W Carnac ludziska wygrzewali się na piasku w strojach kąpielowych. Nie można było się przecisnąć. Oby tak dalej!!!
OdpowiedzUsuńuwielbiam Carnac!! i zazdroszcze slonca
OdpowiedzUsuńa my w Normandii tez niezle dostalismy popalic pogodowo :)
OdpowiedzUsuńjakas absolutna porazka z ta pogoda!!!!