wtorek, 28 maja 2013


Deszcz pada, brzydkiej pogodzie nie ma końca, siedzę z pracy i boli mnie wrzodek na żołądku, mnie, zazwyczaj zdrowego jak ryba człowieka.
Naprzeciwko usadzono Victoire, naszą młodziutką stażystkę. Dłubie sobie coś w tym ich programie dla architektów.
Nie zdążyłam jej jeszcze poznać, na razie wymieniamy codziennie jedynie po kilka zdań, każda z nas pogrążona we własnej pracy na ekranie komputera. Ona chyba traktuje mnie jako osobę o wiele starszą od siebie, taką « panią », a mnie się z kolei zdaje, że tyle lat co ona (koło dwudziestki) to ja miałam dosłownie wczoraj.
Jest przemiła i młodzieńczo świeża, ani ładna ani brzydka, jeszcze po dziecinnemu okrągła, jak dziewczynka, która powoli wyrasta z otyłości, na którą cierpiała w dzieciństwie. Wiem, że pochodzi z bardzo bogatej rodziny tych Paryżan co mieszkają w olbrzymich apartamentach pod wieżą Eiffla po których biegają pokojówki w fartuszkach. A zupełnie po niej nie widać. Żadnej różnicy w zachowaniu, żadnej oznaki zewnętrznej. Nie wiem, może powinna chodzić w futrze i na staż przyjeżdżać własnym porschem?  Może pojawiać sie codziennie rano uczesana przez fryzjerkę i fachowo pomalowana jak Kim Kardashian ? Epatować czerwoną podeszwą Louboutina i torebką drogiej marki zadzierając nosa ?
Nic takiego nie następuje. Victoire jest normalną dziewczyną, stażystką nie różniącą się od innych studentek. I z czego to wynika ? Podejrzewam, że z braku konieczności ani potrzeby udowadniania czegokolwiek komukolwiek. Z wrodzonej klasy, występującej od pokoleń w środowisku sytuowanej burżuazji, w jakim przyszła na świat. I również na pewno z francuskiego stylu wychowywania dzieci- rodzice, chociażby mieli nie wiem ile, nie d a j ą, oni pomagają minimum, tak aby potomek doszedł do czegoś w życiu niemal sam. Dziedziczenie większych sum odbędzie się nie wcześniej jak po ich śmierci.

To takie luźne paryskie rozważania. A do nich dodam bardzo paryskie zdjęcia robione przeze mnie ostatnio z okna samochodu. Było takie piękne światło! 






koronki wiezy eiffla




















4 komentarze:

  1. no prosze, zamiast kreatywnie pracowac, kreatywnie obgadujesz kolezanke :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. i to jeszcze w jej obecnosci, az mi glupio....

    OdpowiedzUsuń
  3. Super zdjecia.
    Pozdrawiam z Kapsztadu
    Krystyna

    OdpowiedzUsuń
  4. dziekuje!
    nie mialam pojecia, ze Cape Town to po polsku Kapsztad. codziennie sie czlowiek czegos uczy.

    OdpowiedzUsuń