wtorek, 14 maja 2013



Mimo, że sobie obiecuję, że już nie, już wystarczy, regularnie i z dość dużą częstotliwością kupuję ubrania. Jak robot, jakby mnie zaprogramowali na węszenie i wyłapywanie z nieskończonej liczby towarów w nieskończonej liczbie butików coraz to nowych szmatek. A przecież „przechodziłam koło tego sklepu  całkiem przypadkiem i wpadłam tylko na chwilę, żeby pooglądać”. Zawsze kończy się na zakupie, który wypycha mi torbę gdy wychodzę, czy to dla mnie, czy też dla córuni. Ukochanemu też kupuję ale znacznie rzadziej bo wiem, że jemu oprócz dobrych garniturów, koszul i gustownych krawatów niewiele potrzeba, a to wspaniale potrafi sobie dobrać sam.
Nie, już naprawdę nie będę. Co się ze mną stało? Przecież kiedys nie pasjonowałam się tak bardzo kupowaniem ubrań. Poza tym jeszcze tak niedawno nosiłam naprawdę inne, młodzieżowe ciuszki. Nie cierpiałam grzecznych kardiganów, zgrabnych półbucików, delikatnych deseni, u mnie kiedyś musiały być zdecydowane kolory, fasony pełne charakteru, oryginalne kroje, które wynajdywałam gdzieś tam raz na jakiś czas, nabywałam i miałam spokój.

Na przykład obecnie: czy ja kiedyś przestanę znosić do domu  ubrania w kolorze, który jedna niegdysiejsza moja koleżanka nazwałaby wdzięcznie: srakopisiastym? Przez ostatnie tygodnie nakupowałam bądź nazamawiałam więcej niż kilka sztuk w łososiach, brudnych różach, zgaszonych różach, kremach itp.
A jeszcze tak niedawno, prawie wczoraj, pamiętam jak dziś, ta sama koleżanka zasugerowała: czy Ty nie powinnaś się nosić jak Carla Bruni? (całkiem świeża, wówczas, prezydentowa). Powiedziała mi, mnie się wydaje, że do Ciebie ten styl bardzo pasuje. Wyśmiałam ją, gdzie tam ja, takie czółenka, takie bluzeczki, takie sweterki narzucane na ramionka, i te kolory jakieś nijakie, rozmyte, to nie dla mnie, ja tu czerwona kurtka, żólta bluza i dzins. No, chyba, że trafiła się jakaś warta świeczki okazja, (najczęściej była to randka J) wtedy wyjmowałam z szafy „gruby kaliber” czyli eleganckie, proste sukienki i buty na wysokim obcasie.
A tu dzisiaj co? Przeglądając się rano w lustrze widzę na sobie te sweterki nijakie rozpinane, te buty na płaskim, te kolory, bury róż, szary róż, grzeczne odcienie kobiety żony i matki niewyrózniającej się niczym z tłumu kobiet żon i matek. 35 lat na karku, powoli wsiąkam w tło, się starzeję.

3 komentarze:

  1. A mnie odnilo kompletnie w druga strone. Chyba nie akceptuje swojego wieku, i na sile chce byc nadal nastolatka. Ostatnie zakupy sa bardzo bling bling i w fuksji!! Latem kocham kolor rozowy i bialy, zima jednak ubieram sie na czarno. Mimo ze staram sie miec stonowany styl, to kocham krzykliwa bizuterie. Powinnysmy razem zrobic zakupy, i wzajemnie sie wspierac :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Eee nie przesadzaj...Mysle, ze zmieniaja sie trendy i (jakkolwiek bysmy je mialy w nosie) to jednak zauwazylam, ze od jakiegos czasu stonowane i eleganckie ubrania juz nie sa nudne a modne, i mlode dziewczyny, jeszcze niedawno utozsamiajace seksapil z dekoltami i wyzywajacymi ubraniami, tez ida w delikatna elegancje, ktora tez moze byc szalenie intrygujaca. Ciuchy Sylwi Majdan i przede wszystkim La Manii, (z naszych rodzimych) mi sie tu narzucaja:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa i tez mam problem kupowania za duzej ilosci ubran, w ktorych pozniej nie chodze... Stad planujemy z kolezankami zorganizowac duzy event wymiany ciuchow i sprzedazy ubran nienoszonych:) moze cie temat rowniez zainteresuje:)

    OdpowiedzUsuń