niedziela, 19 maja 2013



Jeśli ktoś chciałby sobie zrobić fibroskopię we Francji (ze względów oczywiście zdrowotnych a nie jako zachciankę), to polecam. Nic nie boli, wszyscy wokół sa przemili i jeszcze do tego można sobie chwilę odpocząć. Zabieg trwa może z 5 minut i zaraz też wybudzamy się z narkozy, ale jedziemy na noszach dodrzemać sobie spokojnie na szpitalnym, szeleszczącym sterylną pościelą łózku. Jak już dadzą dospać to wjeżdża taca z czymś na ząb, a wcześniej nawet uzgadniają, czy do picia wolisz kawę, herbatę a może, madame, chocolat chaud? Wszystkiego raptem trzy godzniy i do domu.

W moim przypadku okazało się, że dobrze że zdecydowałam się na zabieg (mimo sceptycznego spojrzenia mojego lekarza rodzinnego) bo, jak powiedział przemiły doktorek gastro-enterolog mający zaszczyt zaglądnięcia do mego żołądka, okazało się, że mam małego wrzodka (petit ulcère, jak miło). I trzeba będzie leczyć ale oczywiście to nic groźnego. Skąd u mnie wrzód na żołądku? Czyżbym już doszła do tego stopnia życiowego stresu?

W każdym razie nawet ten niezbyt ciekawy finał całej historii z fibroskopią, którą ogólnie będę wspominać raczej miło, nie zaćmił mej radości z pewnego powodu. Otóż, widząc mój niepokój przed zabiegiem, Ukochany wpadł na wspaniały pomysł pomysł wyjawienia mi co dostanę od niego na urodziny (za ponad miesiąc), a co miało pozostać sekretem i niespodzianką aż do jour J. Okazało się, że w moje urodziny.... JEDZIEMY NA DŁUUUGI WEEKEND DO RZYMU!!! Od piątku rana do poniedziałku!

Ofiarowanie komuś wyjazdu gdzieś jest chyba jednym z najbardziej oklepanych a jednoczesnie największą radość sprawiającym prezentem. A do tego ja jeszcze nigdy nie byłam we Włoszech, a w Rzymie tym bardziej. Pośród wielu miast Europy, do których kiedyś zawitałam, nie znalazła się nigdy stolica Włoch, ba, ja nawet nigdy konkretnie nie planowałam tam jechać.  Może czekałam na odpowiedniego towarzysza podrózy?  Bo przecież Rzym  trzeba, no po prostu trzeba zobaczyć. Bezsprzecznie. Stąd więc ma radość i jeszcze jednen powód do szczęścia.


W Rzymie będziemy zwiedzać, będziemy wolni (jedziemy tylko we dwoje, tak dawno nie wyjechaliśmy w żadne nowe miejsce!, córcia zostanie z francuskimi dziadkami), będziemy jeść  pizzę i makaron, pić espresso i  włoskie wina do kolacji! I choć przeczuwam tę zwierzęcą tęsknotę za córką, która z pewnością opanuje mnie już na lotnisku, to mam zamiar spędzić w Rzymie wspaniały kawałek czasu. Może nawet wcześniej zdązę obejrzeć filmy Felliniego aby się wczuć w sytuację.




2 komentarze:

  1. Wynikami rzuć w rodzinnego! ;) mały wrzud, mały problem.
    A co do Rzymu to poprostu bomba!!! Ja byłam rok temu i pokochalam to miasto.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie z ukochanym tam bylam, ale z mama i bratem. To byl nasz prezent dla niej pare lat temu na urodziny. Ja przylecialam z Paryza, brat przywiozl mame z Warszawy i przez trzy dni zdzieralismy podeszwy. Te trzy dni spedzone sam na sam z dziecmi (bez polowek i wnukow) byl chyba najlepszym pomyslem na prezent jaki moglismy jej ofiarowac szczegolnie, ze nasz tata juz wtedy nie zyl, by jej towarzyszyc a ona chciala Rzym odwiedzic....

    Milej podrozy :)
    Nika
    PS Ach , jeszcze jedno: gdy wrocilam do Paryza, to wydal mi sie "mloda" stolica. W Rzymie zabytki sa na kazdym kroku i to z czasow, gdy Lutece jeszcze nikt na oczy nie widzial. To niesamowite wrazenie ...
    Dobrze, ze okazalo sie iz to taki wrzodzik a nie cos powazniejszego

    OdpowiedzUsuń