środa, 19 czerwca 2013



Dziś w biurze, do którego wpadłam przemoczona od połowy w dół (po zaledwie jednym dniu upału nadciagnęły zapowiadane paryskie burze), szef coś do mnie mówi a ja się nie mogę skupić. Intensywnie myślę, nerwowo spoglądam na telefon.  Czy aby wszystko spakowałam? Czy mam chwytać za komórkę i dzwonić do Ukochanego bo może o czymś zapomniał? Ukochany uprzedza mnie i dzwoni sam. Tak, wszystko w porządku. Nie ma problemu, wszystko zabrał. Tak, dołożył ostatnie rzeczy do torby. Jeszcze tylko ją zamknie i wyjeżdżają. Już.


Moja Chris, moja córunia, moja dzidziunia maluteńka jedzie na wakacje do francuskich dziadków, z którymi zostanie przez cztery dni sama. Po raz pierwszy. Przecież trzeba było ja gdzieś umieścić, na przykład w zimnej i deszczowej Normandii, podczas gdy my, źli rodzice, będziemy się pławić beztrosko w upałach Rzymu, zajadając najlepsze na świecie gelato. Opychając się pizzą i pastą oraz pojąc bardolino lub chianti na tarasie restauracji z koloseum w tle. Włócząc się po cudnych ogrodach Villi Borghese.
Nie sądziłam, że rozstanie na czas przecież tak króciutki, będzie tak ciężkie, że przesłoni niemal całą radość z wyjazdu. Niesamowite i rozdzierające są emocje towarzyszące macierzyństwu. Jakby wszystko pomnożone przez conajmniej dwa. Smutek, niepokój, szaleńcza tęsknota od pierwszego momentu rozstania, niepewność. A może nie jechać? Wszystko odwołać? Zostać i tulić ocalone przed potencjalnym niebezpieczeństwem pisklę do piersi przez całą noc?
Chodzę po biurowym tarasie i gryzę paznokcie, aż dziwnie patrzy na mnie kot –przybłęda.
Nie, trzeba się wziąć w garść. Odciąć pępowinę. Na tym wyjeździe skorzystają wszyscy. Córunia- spędzi miły czas z dziadkami i kuzynostwem z daleka od smrodu i smogu wielkich miast, rodzice- odpoczną, przypomną sobie zamierzchłe czasy sprzed córuni, kiedy wypady, wyjazdy i zwiedzania były na porządku dziennym. Jak to było w sumie niedawno...

Wylatujemy w piątek rano.  




3 komentarze:

  1. No to milej podrozy i nie dzwon czesciej jak trzy razy na dzien do dziadkow :)
    A na powaznie to raz dziennie wystarczy. I nie czuj sie niczemu winna, korzystajcie z tych momentow. Ja bardzo zaluje, ze nie umialam ich stworzyc czesciej, gdy moje dzieci byly male..

    Szczesliwego lotu
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałego pobytu i brawa, że walczysz z emocjami, "matko Polko" ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. My startujemy w czwartek, Lilka tez jedzie do babci, ale do Polski. Co do Twojej propozycji to super!èykh bbbbbbjjjuuuu=ù - to napisala Lilianka :)A moze lunch w przyszlym tygodniu? Przeslij mi na maila swoje namiary!

    OdpowiedzUsuń