Nie zdążyłam się jeszcze na dobre nacieszyć
upalnym spokojem lata gdy w pracy posypały się na mnie gromy z jasnego nieba
nowych projektów. I teraz już nie mam czasu na zbytnią delektację, w godzinach
pracy na pewno nie a w domu przecież też nie, bo kiedy? Między lataniem za
córcią, krzątaniną domową i próbami uzyskania chwil świętego spokoju, żeby, na
przykład napisać coś na blogu?
Wychodzę więc dopiero na balkon około
dwudziestej drugiej aby nawciągać w płuca letniego, wieczornego powietrza. Tu,
gdzie mieszkam, o tej porze okolica calkowicie pustoszeje. Dziwnie to wygląda,
jeszcze biały dzień a nie widać bożej duszy, nawet koty już zostały zwołane z
dziennej włóczęgi i pozamykane w domach.
No i zarywam noce aby czytać tę książkę-
wciągęłam się na amen. Są takie książki, o których bohaterach się rozmyśla,
przejmuje ich losami, jakby byli ludźmi z krwi i kości, jakimiś znajomymi, może
dalszą rodziną. A na koniec czytania odczuwa się smutek, jakby się
żegnało na zawsze z grupą przyjaciół.
Na szczęście mam też fajnych ż y w y c h
znajomych, na przykład takich, którzy mają domki z ogródkami gdzie można zrobić
letniego grilla i pławić się cały dzień w przyjemnościach prowadzenia miłych rozmów i picia zmrożonego piwa na łonie natury.
A najlepiej, jak w ogródku jest warzywnik, żeby można było sobie zabrać zaszczepki ziół aromatycznych w doniczkach
oraz wielkie, dzikie pole poziomek, od ktorych córcia, po skosztowaniu, nie
może się oderwać. I zbiera, i zrywa maluśkimi paluszkami, pakując sobie do buzi
słodkie owoce, wydając z siebie “mmm”: powszechnie rozumiane dzwięki aprobaty.
uciekajcie po za stolice, to tez bedziecie miec domek ;) i to w cenie mieszkania w Pryzu :)))
OdpowiedzUsuńDo banlieu mozna sie przyzwyczaic, i mowie Ci to ja - Paryzanka!!!
nie przeszkadzaloby mi to w ogole bo juz kiedys mieszkalam w paryskim banlieue i bardzo milo to wspominam
OdpowiedzUsuń