W niedzielę (dziś jest wtorek a ja znowu o niedzieli...:), korzystając z z tego,
że córcia położona została do łożeczka na popołudniową drzemkę, zarządziłam
czas relaksu. O owym zarządzeniu natychmiast poinformowałam ukochanego- aby mi
przypadkiem nie przeszkadzał, i zamknęłam się w sypialni z 24-karatowym złotem
na twarzy. Wow!!
„Złotą” maseczkę
zakupiłam tutaj. A
że okazało się, że jest sprzedawana na sztuki, zamówiłam od razu 10 korzystając
z promocji. Voilà:
Kupowałam przysłowiowego kota w
worku bo nie miałam pojęcia, czy jest to dobry produkt. Obiło mi się o uszy
jedynie kilka razy, że maseczki ze złotem są rewelacyjne, cudowne i świetne, a
raz nawet wpadłam przypadkowo na program o urodzie w ITVN („I” od
international) gdzie wychwalano ich właściwości.
Jako osoba zadbana i do pewnych
granic (ale TYLKO do pewnych) przejmująca się swoim wyglądem fizycznym złapałam,
jak to się mówi, okazję. Zwlaszcza, że maseczka ze złotem potrafi czynić cuda, a mianowicie ODMŁADZA.
No, skoro odmładza, to ja, niedługo kończąc lat trzydzieści pięc, mieszczę się
w przedziale wiekowym idealnej klientki.
A do tego jest
taka piękna. Co prawda w dotyku trochę gumowa ale za to blyszcząca, i... złota.
To maska Inków? Zapytał ukochany.
...
Ech, relaks z
24-karatowym złotem na twarzy jest relaksem iście królewskim. A jaka po nim
cera, jakie rozświetlenie!
Leżąc sobie
przez blisko 30 minut z tym skarbem obklejającym lico, odmłodziłam się
wyśmienicie. Odpoczęłam, pojaśniałam. Choc przyznam- miałam przygotowany aparat
aby sobie zrobić zdjęcie i uwiecznić tamten moment na blogu ale... wolałam
oszczędzić Wam tego widoku... Cóż, piękność ma swoją cenę- czasem trzeba
wyglądać brzydko aby potem być ładnym.
W tym sklepie mają jeszcze inne maski, na przykład złotą z dodatkiem kawioru lub też kolagenową
ze śluzem ślimaka...?!??
Ja jednak
pozostanę przy mojej po prostu złotej. Bo naprawdę warto!
A tu, kupka po zużyciu. Tyle złota tak blisko!* :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz