Każdego ranka staram się znaleźć
czas dla siebie. Nawet w tygodniu, kiedy trzeba się zrywać z łóżka i śpieszyć
do codziennych obowiązków. Gdy o siódmej włącza się radio-budzik i wesoły głos
prowadzącego audycję zapowiada poranne
wiadomości, ja jeszcze leżę z zamkniętymi oczyma i rozmyślam o
przyjemnościach, które czekają mnie za chwilę:
Na przykład już wyobrażam sobie jak stojąc pod
prysznicem nakładam na włosy pachnącą maseczkę. Jak po prysznicu owijam się
milusieńkim w dotyku, glaszczącym ciało szlafrokiem. Albo jak nalewam pachnącej
czarnej kawy do jednego z moich kawowych kubków z nadrukami w stylu retro. Za chwilę ukroję sobie do tej kawy porządny kawał miękkiej, drożdżowej chałki. I obudzi
sie córcia wołając oboje rodzicow, z radością wyciągnie do nas rączki ze
swojego łóżeczka.
I tak dalej, i tak dalej. Bo
takich momentów, wypełnionych przyjemnością jest bardzo wiele; rankiem, gdy
zaczyna się nowy dzień, szczęśliwa jest niemal każda chwila. I te chwile to
wlaśnie mój czas dla siebie. Gdy myślę w ten sposób nic nie jest w stanie
przytrzymać mnie dłużej w pościeli, natychmiast wstaję i biegnę na przeciw
szczęściu.
W soboty, takie jak dzisiaj, kiedy po śniadaniu nie muszę szykować siebie do pracy ani córci do niani, po śniadaniu tradycyjnie zapijanym kawą (i wlaściwie już symbolicznie- kawa, jej zapach, to symbole poranka), funduje sobie jeszcze duży kubek zielonej herbaty. Prawdziwej chińskiej, z dodatkiem róży i jaśminu. Przypadowo znalazłam ostatnie pudelko w supermarkecie na półce z produktami z importu. Jako wielbicielka wszelkich odmian herbat nawet się nie zawahałam i natychmiast znalazło się w moim koszyku.
Kubek ze zdjęciem córci, w kubku
przepyszna herbata, samo szczęście! To będzie jak zwykle przepiękny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz