Po przyjeździe z wakacji złapała
mnie praca biurowa i domowe życie (polegające głownie na opiece nad córcią i
próbach wypoczynku pomiędzy spacerkiem, kupką i obiadkiem) tak mocno, że nie mam kiedy siąść i napisać.
Na szczęście tydzień temu
byliśmy nad morzem, odsapnąć, przejść się spokojnie po plaży i zobaczyć, że tak
naprawdę czas wcale nie goni ani nie ucieka, że wszystko trwa w wiecznym teraz
bez końca rozbijanych o plażę fal.
Już mroźnie jakoś było,
jesiennie bardzo. Za wcześnie, bo przecież trawy jeszcze zielone a w nich
małe, jakby wiosenne kwiatuszki udają maj i początek kwietnia.
Na szczęście są tacy, co
zamiast sie opatulać i smarkać w chusteczki, noszą jeszcze lato pod skórą J
Ależ fotka! Byłam dzisiaj nad La Manche i zaręczam, że potrzebowałabym ze trzech fotoszopów, żeby osiągnąć takie efekty świetlno-kolorystyczne. Ale było tak ciepło, że sweter i kurtka to trochę za dużo. Coś za coś? :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPiękny pejzaż, ach żeby tak umieć malować na przykład olejną na płótnie, a tu nic.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ponownie z Krakowa.
Najszczęście sie wypogodzilo!!!
OdpowiedzUsuńja byłam nad kanałem tydzień temu, czyli... tydzień po tobie! :)
OdpowiedzUsuń