Hm, hm, już ponad rok minęło od istnienia tego bloga. Przyznaję,
że w pisaniu się ostatnio trochę zapuściłam...
Bo dziwna się stałam, mówię Wam, jakaś taka na dystans. Tak sobie
żyję i patrzę, byle córusia zdrowa i szczęśliwa, a reszta- jakie ma znaczenie?
W sklepie byliśmy, meblowo-gadżetowym typu Ikea, wynaleźć
córusi nowe łóżko dla dużej dziewczynki (bo mój Dzidziuś w paździeniku kończy
trzy latka a wysoka jest na cztery- mówią, że po mamie i zwłaszcza tacie). Tyle
tam było wszystkiego, serwetki, świeczki, duperelki, Ukochany biegał między półkami
i zagarniał do koszyka, a ja tylko myślałam po co mi to, na co, jak dotąd żyłam
bez tego to i pożyję dalej. Tylko sie dom niepotrzebnie zagraca. I tym ludziom
kłebiącym się przy kasach, czy im naprawdę jest to wszystko potrzebne...?
Kiedy umierają jacyś samotni staruszkowie a ich dom idzie na
sprzedaż, to cała ta menażeria jest nie do ogarnięcia, cały ten uzbierany przez
lata dobytek, który ląduje, ukurzony i pachnący starością, w punktach sprzedaży
fundacji Emmaus. Przy odrobinie szczęścia trafi mu się drugie życie a jak nie? Cóż,
będzie sobie tak zagracał kulę ziemską przez wieki.
W pracy niby coś tam ma być, jakieś większe mam u szefów
poważanie, że podwyżka może, że rozwinąć kompetencje?.. A ja się tak patrzę na
to z boku, tylko w połowie zainteresowana i nie chodzi tu o motywację, chodzi o
życie, ż y c i e... Gdzie będzie moje życie gdy praca zajmie jeszcze więcej
czasu, którym będzie płynęło torem? Znajdzie dla siebie przesmyk pomiędzy dniem
kiedy sie pracuje a nocą kiedy się śpi? A dziecko, kto będzie miał czas w
tygodniu dla dziecka? Nie mówiąc o tym, że jeszcze wygospodarowuję, przecież
muszę, dwa razy w tygodniu czas na basen i jogę. Ten czas dla siebie, który
przynosi tak wspaniałe rezultaty w postaci giętkości i sprawności mojego ciała.
Trzydzieści sześć lat w tym roku, cholera. A nie widać.
A czytanie? Ostatnio dorwałam
Full Catastrophe Living, na temat, który
dobrze znam ale warto o tym czytać, zawsze warto. I praktykować medytacje- no z
tym to j uż niestety trochę gorzej. A jak jeszcze dojdzie mi pracy to już w
ogóle. Nie ma szans.
Ja mam motywację do życia, do bycia. Do słuchania radia
FIP
i własnego oddechu.
Nad morzem puszczam moich przodem i idę sama. Dziwna się
stałam, samotnica. Na dystans. Muszelki na piasku układam. Nawet nie zamyślona, po prostu będąca.
I powiem
Wam, że nigdy sie nie czułam tak żywa, jak właśnie teraz.
I taka o wszystko spokojna.